środa, 31 grudnia 2014

Kamuflaż Janssen Perfect Blend


Przyszła pora na ocenę jednego z moich niezbędników. Kamuflaż to taki mocny korektor, chyba zawsze jest gęsty i posiada znacznie więcej pigmentu. Ja posiadam w swojej kolekcji 2 kamuflaże (Janssen i Artdeco) więc mogę je porównać. Ja posiadam nr 2 - żółty, przeznaczony głównie na cienie pod oczami ale z krostami i innymi niespodziankami radzi sobie równie dobrze.

MÓJ PROBLEM: Zacznę od tego, że od zawsze zmagałam się z dużymi sińcami pod oczami, których za nic nie mogłam zakryć - mam głęboko osadzone oczy i cienką skórę (tak podejrzewam). Jak dotąd nie spotkałam żadnego kosmetyku, który zatuszowałby moje sińce w sposób zadowalający.

 DZIAŁANIE: Janssen sobie radzi całkiem nieźle, co prawda nie zakrywa moich sińców w 100%, ale maskuje je całkiem dobrze (o wiele lepiej niż kamuflaż Artdeco). Kiedy czasem wyskoczy mi jakiś okropny pryszcz, czy mam jakieś przebarwienia to bez problemu znikają one pod cienką warstwą kosmetyku i są kompletnie niewidoczne! Pierwszego razu byłam całkowicie zaskoczona, że to jest możliwe aby zatuszować tak dobrze wyprysk, aby przy okazji nie było widać kosmetyku a skóra wyglądała naturalnie. Przy aplikacji w okolicach oczu należy uważać aby nie przesadzić, bo produkt w dużych ilościach lubi wchodzić w zmarszczki. Jednak aby zakamuflować wybrany obszar twarzy nie trzeba używać zbyt wiele kosmetyku. Janssen jest jak dotąd moim ulubionym.



CENA: Za kamuflaż zapłaciłam 43,5 zł (razem z przesyłką) na Allegro, posiadam nr. 2, który jest żółtawy. Obecnie na stronie producenta kosztuje 45 zł.

ZUŻYCIE I EFEKTYWNOŚĆ :P Używam regularnie Janssena (tzn. prawie codziennie na sińce pod oczami i od czasu do czasu na na przebarwienia i krosty) już ponad rok, a jego zużycie jest minimalne! Może ubyło mi parę milimetrów. Do dna słoiczka mam chyba jeszcze kilka razy tyle. Niby jest dość drogi ale za to starcza na baaaardzo długo i jeszcze możemy się nim dzielić np. z mamą, siostrą czy córką i na pewno nie zabraknie. Jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli ktoś kupuje ten kamuflaż na użytek osobisty to go chyba przed datą ważności nie da rady zużyć, więc pudełeczko mogłoby być mniejsze np. o połowę i cena wtedy też. A lepiej kupić częściej i mniej, tym bardziej, że czasem zdarza się go użyć paluchem na krostę i pewno mam w nim zbiorowisko bakterii PS. I tak go lubię.


Moje oko pomalowane kamuflażem Janssen nr 02 i podkładem Revlon Colorstay nr 180 po około 9 godzinach po zrobieniu makijażu! Niestety rzadko mam czas tak perfekcyjnie* się pomalować :(
Bez makijażu nie pokażę, bo wstyd!

* przy moich totalnie nieprofesjonalnych umiejętnościach w mojej ocenie to niemalże perfekcja :P

OD PRODUCENTA: "Używając szpatułki nałożyć niewielką ilość kremu/ów na brzeg dłoni i wymieszać do uzyskania pożądanego koloru. - Nałożyć cienkimi warstwami na skórę używając gąbki do makijażu. - Powtórzyć kroki do uzyskania pożądanej warstwy kamuflującej. Wskazówka: PERFECT COVER CREAM kolory 01 i 02 idealnie maskują cienie pod oczami. W przypadku skóry odwodnionej nałóż najpierw krem na okolicę oczu. Następnie zaaplikuj podkład Long Lasting Make-Up lub krem na dzień z pigmentem na całą twarz. PERFECT COVER CREAM kolory 05 i 06 są niezastąpione w akcentowaniu konturu policzków. Idealny efekt osiągniesz, jeżeli nałożysz trochę kremu wzdłuż kości policzkowych, tak jak aplikuje się róż w kremie."

A Wam dziewczyny życzę aby ten nowy, nadchodzący Nowy Rok był jeszcze bardziej wspaniały od 2014, aby Wasze noworoczne postanowienia się spełniły, marzenia zostały zrealizowane, cele osiągnięte i aby miłość gościła w Waszych sercach przez calutki czas, żebyście zawsze mogły liczyć na rodzinę i przyjaciół! Wszystkiego dobrego!

niedziela, 28 grudnia 2014

Sernik Londyński - Prosty i pyszny

Szczerze to nie za bardzo lubię nasze polskie serniki. Ja nigdy nie robiłam, ale gdzie bym nie jadła zawsze był suchy. Ten natomiast jest bardzo prosty, nie trzeba siedzieć nad maszynką do mielenia a konsystencja jest boska! Aksamitny, kremowy, wilgotny, rozpływa się w ustach. Pycha!

Przepis zapożyczony stąd, lekko zmodyfikowany - robiłam wiele razy więc jest porządnie przetestowany.

Przepis na tortownicę 20 cm. Koniecznie trzeba piec w tortownicy (blasze z otwieranymi bokami). W innym przypadku trudno będzie nam wyciągnąć ciasto.

Oryginalne składniki spodu:

  • 150 ciastek / herbatników / biszkoptów 
  • 75 g roztopionego masła

Składniki spodu, moja modyfikacja:

  • 75 g kruchych ciastek lub biszkoptów
  • 75 g roztopionego masła
  • 75 g startych orzechów 


Składniki masy serowej:

  • 500 g tłustego sera (testowałam kilka, najbardziej pasuje mi Delfiko z Kauflandu, ma 25% tłuszczu)
  • 150 g cukru pudru (ja daję domowy waniliowy cukier)
  • 3 duże jajka
  • 3 duże żółtka
  • 1 i 1/2 łyżki ekstraktu cytrynowego (domowego)

Składniki polewy:

  • 145 ml śmietany
  • 1 łyżka cukru waniliowego (domowego)

Sposób przygotowania:
1. Należy rozkruszyć herbatniki (ciastka), orzechy (ja trę na tarce o drobnych oczkach w Kitchen Aid). Rozpuścić masło,wymieszać z ciastkami (powinien powstać "mokry piasek"). Wyłożyć dno tortownicy, wstawić do lodówki. 
2. Do sera dodać cukier, utrzeć a następnie dodawać (po jednym) żółtka i w dalszej kolejności jajka, na końcu ekstrakt waniliowy.
3. Włączyć piekarnik, na dno wstawić naczynie żaroodporne wypełnione wodą.
4. Masę serową wylać na nasz spód, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 st. C na pojemnik z wodą.
5. Piec 40-45 minut, wylać polewę (wymieszać śmietanę z cukrem) i piec jeszcze 10 minut.
6. Wyjąć i studzić w tortownicy ok. 5 godzin (najlepiej zrobić sernik wieczorem i odstawić do następnego dnia). 

P.S. Nie mam zdjęcia całego ciasta, bo zbyt szybko znika i za każdym razem nim się zorientuję zostają pojedyncze kawałki ;)





poniedziałek, 22 grudnia 2014

Jedwab Green Pharmacy


Pierwszym produktem, który zakupiłam do pielęgnacji włosów był olejek Amla Dabur, teraz kolej na opisanie mojej drugiej zdobyczy, jedwabiu. On niestety nie skradł mojego serca, chociaż nie mogę na niego narzekać, bo plusy i minusy się równoważą. 
Nie jest zły, ale (jak to często u mnie bywa) mógłby być znacznie lepszy. Pachnie bardzo ładnie, także prostota opakowania urzeka. Jedwab jest zamknięty w plastikowej butelce z dozownikiem, przy czym posiada bardzo zmyślne zamknięcie.
W konsystencji (i nie tylko) jest bardzo podobny do serum na zniszczone końcówki z Avonu. Serum używałam już dawno i mam mgliste wspomnienia o nim, jednak wydaje mi się, że są podobne - zapach, konsystencja i działanie. 


Nie ma w sobie jedwabiu, więc nazwa lekko myląca.
Działanie: "Działanie" to tutaj duże słowo. Bo jedwab nie odżywia, nie zauważyłam nawilżenia, nie dba o zdrowie włosów a jedynie wygładza przez co rozdwojone i połamane końcówki lepiej wyglądają, ale chyba nie są w lepszym stanie.
Mimo to lubię, bo czasami gdy mam naelektryzowane, stojące włosy wystarczy kropla jedwabiu i gotowe! 

niedziela, 14 grudnia 2014

Sposób na romantyczny wieczór

Niezależnie jaki staż mamy w związku, czy jest to miesiąc, kwartał, rok, 5, 10 czy 15 lat powinniśmy dbać o nasze relacje. Pomagają w tym małe zabiegi, takie jak chociażby wspólny romantyczny wieczór.
Warto chociaż raz na miesiąc wygospodarować czas dla siebie.
Niestety najczęściej do dań pasujących na taką okazję wymieniane jest spaghetti. Może uda mi się cykl z pomysłami na coś bardziej oryginalnego.
Zobaczcie co przygotowałam na dzisiaj!

sobota, 13 grudnia 2014

Ech...

Z wiekiem teoretycznie mądrzejemy, ja chyba nie! Bo jak małe dziecko, jak mantrę, jak wieczorną modlitwę powtarzałam... "Kochanie, kupmy psa". O tak, ja będę z nim wychodzić, ja się nim zajmę, no przecież to nie dziecko - to nie koniec wolności, nie?
Długo szukaliśmy rasy dla siebie, ja chciałam Beagla (sentyment z gry w Sims 1, dodatek Zwierzaki - czy ktoś to jeszcze pamięta?) ale wyczytaliśmy, że uciekają, że się nie trzymają Pańcia, że samotniki trochę. "Kochanie, ja to bym chciała takiego co się lubi przytulać"... Długo to trwało, oj długo. Po wielkiej selekcji małych i średnich ras (mieszkanie w bloku jednak troszkę ogranicza) pozostały do rozpatrzenia dwie rasy: Cavalier King Charles Spaniel i West Highland White Terrier, ogólnie krewniacy spaniela albo teriera.

Jako, że z opisu bardziej odpowiadał nam Cavalier to wybór padł na niego. Wiecie co jeszcze nas przekonało? Że z Westem trzeba co (mniej więcej) 3 miesiące chodzić do fryzjera i z tego co się zorientowałam taka przyjemność kosztuje w mojej okolicy 100 zł w górę.
No, ja psu nie żałuję, ale żeby u fryzjera bywał częściej niż ja? Zostawiał więcej pieniędzy niż ja? Nie bardzo...


czwartek, 4 grudnia 2014

Korektor Estee Lauder, Double Wear, Stay-in-Place Concealer

Kupiłam ten korektor z polecenia mojej kosmetyczki. Bardzo go zachwalała, poza tym stosowała do makijaży ślubnych. Muszę przyznać, że jakiś czas nosiłam się z jego zakupem. Z powodu ceny oczywiście. 149 zł za korektor pod oczy? Musiałam to najpierw przełknąć. Podejścia miałam dwa, raz zniechęciła mnie cena, za drugim razem zniechęciła mnie do niego sprzedawczyni. Jako, że do trzech razy sztuka - stałam się dumną posiadaczką Double Wear Concelear z EL. 
Jak zwykle oceniam też produkt po okładce: opakowanie dość ładne, złoty znaczek EL granatowe napisy i złota zakrętka. Ale muszę przyznać, że jak dla mnie wygląda troszkę tandetnie i "targowo".  Poza tym ostatnio po ok. 4 miesiącach, odpadł mi pędzelek od tej złotej części. Złota zatyczka została mi w ręce a pędzelek w buteleczce. Dobrze, że stało się tak tylko raz bo bym się popłakała, że wkładu prawie nie ubyło a zniszczyło się opakowanie w produkcie za niemalże 150 zł! (Żałuję, że nie mam paragonu, bo jeśli to by się powtórzyło to najzwyczajniej w świecie bym zareklamowała!) Za opakowanie dałabym ocenę 2/5. Nie porywa.
 
 Oceniając zawartość: jest bardzo dobrze. Polubiliśmy się od początku, nie trzeba posiadać wielkich umiejętności aby go dobrze zaaplikować (ja używam tylko pod oczy, bardzo rzadko na wypryski i przebarwienia). O ile się nie przesadzi to nie wchodzi w zmarszczki, ładnie rozjaśnia przebarwienia pod oczami, nadaje skórze blasku i wyrazu. Odmładza spojrzenie i sprawia, że wydajemy się wypoczęte.

Jest bardzo trwały, używam z podkładem Revlon Colorstay (bardzo dobry) lub Rimmel Wake Me Up (słaby, krótko się utrzymuje na twarzy) a na to puder Kryolan (świetny). Mogę być pewna, że dotrzyma mi kroku nawet w najbardziej zwariowany, aktywny, długi i gorący dzień. Po prostu zostaje tam gdzie powinien :)

Korektor jest niezwykle wydajny, po 4 miesiącach nie widzę zbyt dużego zużycia.
Kupiłam wersję 07 za namową kosmetyczki, jest niesamowicie dopasowany, jaśniejszy od 02 i bardziej naturalny.

Ogólnie, jeżeli 150 zł za kosmetyk nie odstraszy Cię to kupuj śmiało :) Jest tego wart

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Zdjęcia weekendowe

Ostatni weekend listopada był dla nas bardzo męczący a zarazem cudowny! Zrobiliśmy wycieczkę objazdową po znajomych i rodzinie i zrobiliśmy 1000 km. Było bardzo intensywnie! Fajnie mieć rodzinę i przyjaciół w różnych polskich miastach!

Przyznam szczerze, że nie sądziłam, że koty mogą być tak fotogeniczne i tak piękne. Jestem TYPOWĄ psiarą i kociki chodzące swoimi drogami  jakoś do mnie nie przemawiały. Jednak nasi znajomi adoptowali dwa koty ze schroniska, które są wielkimi indywidualistami przechadzającymi się z wielką gracją po domu :)


 Swoją drogą, czy wiedziałyście, że za psy i koty w schronisku płaci się? Jest to nieduża kwota, bo w ich przypadku było to 30 zł za zwierzątko. Na początku byłam zdziwiona, ale później doszłam do wniosku, że to bardzo dobrze. Pewnie ogranicza to liczbę świrów, którzy co tydzień braliby nowe zwierzątko. Dodatkowo podpisuje się umowę, że będzie się o zwierzaczka dbało. 


Niektóre osoby mają wiele talentów. 
Posiadają umiejętności manualne i potrafią zrobić np coś takiego:




Nocowaliśmy w Debrznie w całkiem przyjemnym i przytulnym pensjonacie. W pobliżu jeziora, co ciekawe razem z granicą tego jeziora przebiega granica województwa pomorskiego i wielkopolskiego. Szkoda, że byliśmy tutaj w ostatni weekend listopada i było naprawdę zimno! Bo widoki są tak piękne, że chciałoby się usiąść na tarasie nad jeziorem i zamówić deser i dobrą kawę :) A tak szybciej wróciliśmy niż 

 Zdjęcia z podróży z Krzyśkiem (tak, jeździmy z Hołowczycem, który nie widzi prawie żadnych ulic które wprowadzamy i który prowadzi nas przez największe dziury!

 A to Jeziorsko, zbiornik retencyjny na Warcie. Jest ogromny! Na początku nasza myśl była taka: "Morze, jesteśmy nad morzem! Krzysiek nas źle poprowadził!" Jego powierzchnia to 42 km2. 





poniedziałek, 24 listopada 2014

Ślub w kolorach fioletu

Bardzo lubię tematykę ślubną. Nasze życie składa się z momentów a ten jest naprawdę wspaniały! Zawsze wzruszam się na ślubach, to takie piękne słyszeć przysięgę składaną przed Bogiem i najbliższymi. Lubię zwłaszcza gdy Para Młoda myśli o wyglądzie sali weselnej, tej całej magicznej otoczki, gdy myśli o gościach. Bo wtedy czuję się mile widzianym ważnym elementem wesela, a nie tłem, który ma zagwarantować zwrot kosztów ;)

Piękne jest zwłaszcza gdy Para wybierze kolor albo motyw przewodni i od początku do końca konsekwentnie się tego trzyma. Choć to naprawdę trudne, wybrać jeden kolor skoro tak wiele wygląda cudnie! I pudrowy róż, i fiolet i błękit a ten piękny szafir? a fuksjowy? a może elegancki złoty lub srebrny, a może klasyczny kremowy? Zbyt duży wybór czasem bywa przekleństwem!

Ech, do tego dochodzi jeszcze wybór papeterii ślubnej! Nawet gdy już podjęliśmy decyzję jaki kolor ma dominować to trzeba jeszcze wybrać wzór :) Klasyczny? A może jakiś z tłoczeniem? Koronki przecież też pięknie wyglądają, a może z projektem graficznym? Jakie macie zdanie na ten temat?

Dzisiaj przedstawiam inspiracje ślubne w kolorze fioletu, jest to kobiecy kolor (ale mężczyźni na niego na pewno pozwolą - gorzej z różowymi barwami), gustowny, szykowny, po prostu stylowy!
Bukiety wyglądają bosko, możemy pokusić się o wrzosy, a w torcie krem jagodowy! 

Zdjęcia nie są mojego autorstwa, pochodzą z internetu, m.in. z AgawPhotography, FloraArt, CarlosBakery

poniedziałek, 17 listopada 2014

Tusz do rzęs Collistar Mascara Infinito

Kupiłam go totalnie przez przypadek. Przed ślubem szukałam jakichś ładnych perfum na ten wyjątkowy dzień i mimo, że zazwyczaj jestem odporna na namowy sprzedawców to tym razem metro sprzedawca (co by nie generalizować że gej) w Douglasie bez problemu namówił mnie na dodatkowe zakupy. W tym między innymi na ten tusz do rzęs. Podejrzewam, że sam go testował!

Źródło: wizaz.pl

Wróciłam do domu i jak zwykle weszłam sprawdzić ocenę na KWC (opinie kosmetyków na forum Wizaż) i tutaj nastąpiło moje przerażenie. 12% osób dało ocenę 1! Tusz tani nie był, więc każda z Was na pewno mnie rozumie.


Całe szczęście! Tusz jest bardzo dobry. Wydłuża moje rzęsy, lekko podnosi (jak pamiętam i mam czas to użyję wcześniej zalotki). Fajnie pogrubia, przy tym wszystkim nie skleja naszych rzęs. Co również jest dla mnie bardzo ważne? Kolor, i tutaj też daję ogromny plus za czarną czerń a nie przyszarzały asfalt jak to kiedyś mi się zdarzyło z innym tuszem;) Efekt jest wyraźny, ale naturalny więc do pracy czy szkoły jak najbardziej idealny a mimo wszystko na każdą imprezę też go używam. 

Szczoteczka jest wykonana z elastomeru, ciekawe, co? Nie wiem co to jest, ale jest bardzo dobra, nie lubię tych sztucznych silikonowych ani takich standardowych, klasycznych włoskowatych. Te mają fajną budowę - z jednej strony włoski są krótsze z drugiej dłuższe, przez co dzięki obracaniu szczoteczki podczas malowania rzęs nie sklejają się one.

Na plus na pewno zaliczam piękne opakowanie, taka odrobina luksusu w naszej kosmetyczce. Przemyślane, delikatne a zarazem niezwykle eleganckie. Złote z dodatkiem czerni, sugerujące że dużo się za niego zapłaciło.




Cena jest jak dla mnie bardzo wysoka, gdyby kosztował 50 zł, to nawet bym się nie zastanawiała czy kupić drugie opakowanie. Koszt tuszu to 99 zł, ja kupiłam w promocji (nie pamiętam dokładnej ceny, ale chyba 69 zł). Wciąż nie przyznałam się mężowi ile za niego zapłaciłam!

Jest trwały, kupiłam go pod koniec lipca i ciągle dobrze mi służy, przez miesiąc (od 17 sierpnia do ok. 20 września) leżał nieużywany (miałam zrobione rzęsy 1:1). Mimo to nie zsechł się, nie robi grudek, nie kruszy się.

Co do tuszy do rzęs jestem bardzo wybredna i ciągle szukam swojego ideału, oczywiście... zawsze można wymagać więcej, dlatego tusz Collistar Infinito nie zdobędzie nieobstawionego jeszcze pierwszego miejsca, ale zdecydowanie jest na podium. Oceniam go bardzo dobrze. Nie wiem czy kupię ponownie, ale tylko ze względu na cenę. Jeśli macie fundusze to kupujcie, a jak nie to pozostaje list do Świętego Mikołaja ;)



środa, 12 listopada 2014

Jesień w zdjęciach

Och! Jak ja lubię robić zdjęcia! Dopiero się uczę, 95% odrzucam, w pozostałych i tak coś bym poprawiła. Jak to mówią - praktyka czyni mistrza. Będzie lepiej,  ja w to wierzę i wciąż się doskonalę, największe wyzwanie czuję przy fotografii ruchliwych zwierzaków i dzieci. Zdjęcia w ruchu? Latające psy? To jest to!

A już niedługo przepyszny sernik na szybko i w dodatku mega łatwy i na domowy pasztet, bo na te tablice mendelejewa (czyt. sklepowe wędliny) nie mogę już z mężem patrzeć. Nawet ser żółty zrobiliśmy. A i chleb zazwyczaj jemy domowy.
Buziaki dla Ciebie :*




Przepis na ciasto też będzie. Słodki sernik kajmakowo-czekoladowy - w sam raz na jesienno - zimowe popołudnie. Mmm... pycha :)

środa, 5 listopada 2014

Ten blog nie miał być kucharski, ale patrząc na większość moich zdjęć muszę Wam powiedzieć, że chyba jednak będzie tutaj dużo przepisów, ale tylko takich których jestem totalnie pewna!
Ale... najpierw mam parę* uwag, które chciałabym abyście przeczytały nim coś ugotujecie z mojego przepisu.

Składniki od których jestem uzależniona**:
- glutaminiam sodu - hardcore, wiem. Co ja poradzę, że nie potrafię zjeść i ugotować potrawy bez vegety, a rosołu bez kostki rosołowej? Sól? Chyba do solenia wody pod makaron, hehe
A tak na poważnie to staram się tą chemię rzucić :) Tyle dookoła osób choruje na raka i inne guzy, ze mnie prosty człowiek i przyczyny upatruję w dziadostwie dodawanym do jedzenia.
- czosnek
- cebula
- makaron***
- śmietana ****
Co dobrze mieć zawsze:
- marchew,
- seler, por, korzeń pietruszki (choćby zamrożone)
- cebula
- natka pietruszki, koperek
- ziemniaki
- świeże zioła, np. bazylia, oregano
- suszone zioła, np. rozmaryn, koperek (ja oczywiście suszę sama i polecam - smak i aromat zupełnie inny od kupnej zmielonej trawy!)
- sałatę, najlepiej gdy skończy się nam jedna kupić inny rodzaj aby nam się nie przejadła
-sezonowe warzywa i owoce

Przede wszystkim pamiętaj, aby w lodówce mieć tylko tyle ile jesteś w stanie zużyć. Nie marnuj jedzenia!

Co dobrze mieć w szafce:
- kasza
- ryż
- makaron
- mąka pszenna
- mąka ziemniaczana

* jestem gadułą i za bardzo się rozpisuję, więc może być ich więcej niż parę :)
** tzn. występują w większości moich dań, mimo że normalny człowiek darowałby je sobie. Często jeśli są ponadprogramowe pomijam je we wpisie, ale pamiętajcie że u siebie ząbek czosnku dodam nawet do sosu pieczarkowego
*** no, ok makaronu nie dodaję do większości potraw ale go wielbię ;)
**** u mnie zawsze 30%, jeśli chcesz to możesz zmienić na mniej kaloryczną, ale moim zdaniem smak już nie ten :(

Moja opinia: Nie polecam liczyć każdej kalorii, ja jem makarony, tłuste sery, śmietanę 30%, orzechy, ciasta i wiele innych kalorycznych rzeczy, ale przestrzegam paru zasad i nigdy nie miałam problemów z nadwagą, spróbuj proszę:
- jeść nieduże porcje - stara zasada MŻ, jeśli rozciągasz żołądek to nic dziwnego, że tyjesz
- nie jedz przed snem
- jedz racjonalnie, tzn. wszystko możesz, ale po trochu
- jedz warzywa i owoce - o każdej porze dnia!
- nie jedz chipsów
- ograniczaj cukierki i słodycze, a czekoladę jedz tylko gorzką (mnie na szczęście do słodkiego w postaci cukierków nie ciągnie, za to nie ma tygodnia abym nie upiekła ciasta... lub dwóch. Dla mnie to zupełnie inne kalorie :P )
- nie korzystaj z windy
- ćwicz, a przynajmniej spaceruj.
Ćwiczenia są ważne dla utrzymania naszego organizmu w dobrej kondycji. Pamiętaj, mieć zadyszkę idąc za róg do sklepu lub wchodząc na 3. piętro to wstyd! (tak, to z zazdrości piszę bo mieszkam na 3. piętrze bez windy).

A Tobie jakie składniki są niezbędne w kuchni? Jesteś od czegoś "uzależniona"?

czwartek, 30 października 2014

Pielęgnacja włosów: Olejek Amla Dabur

Dbanie o włosy rozpoczęłam z olejem Dabur Amla i jedwabiem z Green Pharmacy. Wcześniej moja pielęgnacja polegała na myciu włosów szamponem - taaaak, nie używałam nawet odżywek. Stan moich włosów był dość opłakany, były suche, łamliwe, z bardzo rozdwojonymi końcówkami. Lubię nosić je spięte lub związane co ponoć też im nie służy. 
Posiadam olejek o najmniejsze pojemności - 100 ml, bo bałam się kupić większy. 
Na pierwszy ogień poszedł olejek Amla Dabur. Olejek jest zielony i ma bardzo silny zapach. Mnie się on podoba, ale mój narzeczony uważa, że to oleisty śmierdziel. Czasem wydaje mi się jednak, że powoduje ból głowy.  
Na odwrocie napisano aby nałożyć na włosy 2 łyżki oleju i dokładnie wetrzeć. No ok, łatwizna. To zaczynamy! Uzbrojona w łyżkę i olejek pomaszerowałam do łazienki i wszystko było proste dopóki nie przyszło mi do wykonania tego zadania. Okazało się, że nalanie olejku na łyżkę i nałożenie go równomiernie na skórę głowy i włosy jest przy mojej koordynacji ruchowej arcytrudnym wyzwaniem. W końcu upaprałam  całą umywalkę, pół wanny i część kafelków - ach te zdolności ruchowe ;) Ostatecznie zaczęłam praktykować nalewanie po trochu olejku na rękę i rozsmarowywanie go na włosach - wtedy tylko butelka jest brudna. 


Efekty:  Szczerze mówiąc, mam na tyle lat, by nie wierzyć we wszystko co piszą w internecie a tym bardziej producenci na butelce. Do olejku podeszłam bardzo sceptycznie i zimno (zwłaszcza po perypetiach związanych z pierwszą aplikacją), ale muszę przyznać że jestem bardzo miło zaskoczona jego pozytywnym działaniem. Moje bardzo zniszczone włosy już po jednym użyciu odzyskały blask, witalność, były bardziej giętkie a końcówki wyglądały znacznie lepiej. 
Nie wiem czy kupię ten olejek ponownie, bo chciałabym wypróbować inne. 
Cena: ok. 15 zł + przesyłka