czwartek, 30 października 2014

Pielęgnacja włosów: Olejek Amla Dabur

Dbanie o włosy rozpoczęłam z olejem Dabur Amla i jedwabiem z Green Pharmacy. Wcześniej moja pielęgnacja polegała na myciu włosów szamponem - taaaak, nie używałam nawet odżywek. Stan moich włosów był dość opłakany, były suche, łamliwe, z bardzo rozdwojonymi końcówkami. Lubię nosić je spięte lub związane co ponoć też im nie służy. 
Posiadam olejek o najmniejsze pojemności - 100 ml, bo bałam się kupić większy. 
Na pierwszy ogień poszedł olejek Amla Dabur. Olejek jest zielony i ma bardzo silny zapach. Mnie się on podoba, ale mój narzeczony uważa, że to oleisty śmierdziel. Czasem wydaje mi się jednak, że powoduje ból głowy.  
Na odwrocie napisano aby nałożyć na włosy 2 łyżki oleju i dokładnie wetrzeć. No ok, łatwizna. To zaczynamy! Uzbrojona w łyżkę i olejek pomaszerowałam do łazienki i wszystko było proste dopóki nie przyszło mi do wykonania tego zadania. Okazało się, że nalanie olejku na łyżkę i nałożenie go równomiernie na skórę głowy i włosy jest przy mojej koordynacji ruchowej arcytrudnym wyzwaniem. W końcu upaprałam  całą umywalkę, pół wanny i część kafelków - ach te zdolności ruchowe ;) Ostatecznie zaczęłam praktykować nalewanie po trochu olejku na rękę i rozsmarowywanie go na włosach - wtedy tylko butelka jest brudna. 


Efekty:  Szczerze mówiąc, mam na tyle lat, by nie wierzyć we wszystko co piszą w internecie a tym bardziej producenci na butelce. Do olejku podeszłam bardzo sceptycznie i zimno (zwłaszcza po perypetiach związanych z pierwszą aplikacją), ale muszę przyznać że jestem bardzo miło zaskoczona jego pozytywnym działaniem. Moje bardzo zniszczone włosy już po jednym użyciu odzyskały blask, witalność, były bardziej giętkie a końcówki wyglądały znacznie lepiej. 
Nie wiem czy kupię ten olejek ponownie, bo chciałabym wypróbować inne. 
Cena: ok. 15 zł + przesyłka

poniedziałek, 27 października 2014

Odrobina kultury: Cukiernia pod Amorem Zajezierscy

Oj, jak ja chodziłam za tą serią. Moje okrążanie półek Empika trwało ponad rok aż w końcu serię dostałam. Składa się ona z trzech tomów, które jak się okazało są jak jedna wielka książka tyle że podzielone na trzy (nie wiem po co? Aby nie przerażać czytelnika ilością stron, czy żeby mądrzej wyglądało). Książka zapowiada się miło, słodko i sympatycznie - aż chce się usiąść przy gutowskiej kawie, jagodziance w kształcie mumii i ciastku w kształcie pierścienia, niekiedy nawet wyruszyć na wyprawę w Kresy Wschodnie i zobaczyć pałac - muzeum w Zajezierzycach i popatrzeć na obraz hrabiego Tomasza.
Ale, ale... żeby nie było tak cukierkowo przedstawiam moją bardzo subiektywną ocenę (bo wiem, że ta książka bardzo wielu osobom podoba się bezgranicznie).
Pierwsze co początkowo trochę gubi (zwłaszcza kiedy tak jak ja nie wie się o drzewie genealogicznym rodziny z tyłu książki) to retrospekcje z bardzo różnych lat. Nie jest to typowa retrospekcja "przeszłość-teraźniejszość" a 1995-1830-1850-1995-1890-1995-1820. Pokopane w cały świat. Najpierw poznajemy dorosłego hrabiego Tomasza, potem współczesnego Waldemara i Igę, potem mamy malutkiego Tomasza, dopiero później młodość jego matki. W końcu w połowie się przyzwyczaiłam.
Książka nie wciągnęła mnie od początku, bo ta historia hrabiczów i służących była nudna jak "Dynastia", współczesna Iga i jej ojciec Waldemar nudni jak flaki z olejem i nawet historia tajemniczego odkrycia mumii z pierścieniem Hryciów na gutowskim rynku rozciągnięta do granic możliwości (i nie martwcie się, zostanie rozwiązana dopiero w trzecim tomie - to tak w ramach dłużyzny). Taką sagę to ja mam gdzieś - pomyślałam i rzuciłam w kąt na długie tygodnie.
Zaczęłam ją czytać ponownie tylko dlatego, że dostałam nową książkę, którą chciałam zacząć czytać a nie mogłabym dopóki tej bym nie zmęczyła (taka prywatna zasada). I tym razem coś mnie wciągnęło w to nudne prowincjonalne życie. Przeczytałam w 3 wieczory ale nie powiem, że jestem oszołomiona i zachwycona. Raczej zdenerwowana, że autorka straciła 3 moje wieczory na książkę, w której kompletnie nic się nie działo i większość to nie akcja a "upiększaczo-sraczko-powiększacze" tekstu. Sama autorka streściła całą pierwszą część na dwóch stronach tomu o Cieślakach. I zapewniam Was, że można by je rozbudować do maksymalnie czterech i kompletnie wszystko w nich zawrzeć. Samo opowiedzenie o książce zajęło mi może 5-10 minut rozmowy.

Ogólnie można przeczytać, bo książka jest łatwa i w miarę przyjemna. Ładnie wydana, a okładka bardzo przemyślana. Takie ot czytadło do poduszki jak dla mnie.

UWAGA, poniżej mogę być zawarte treści ksiażki.

W dodatku książka jest bardzo przewidywalna. Już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że hrabia Tomasz Zajezierski nie umie obyć się bez kobiet i ma liczne kontakty w wieloma niewiastami. Kilka stron dalej, że ród Zajezierskich się skończy, jeśli panu na Zajezierzycach urodzi się dwóch synów o tym samym imieniu. No, na prawdę trudno skojarzyć ze sobą te dwa fakty i domyślić się, że hrabia Tomaszek doprowadzi do końca rodu Zajezierskich.
Odnaleziona mumia w Gutowie ma na palcu złoty pierścień, jak się okazuje 5 stron dalej należał on do pradziadka Igi, zaginął podczas wojny. Hrabia daje ten pierścień chłopce Mariannie w imię rzekomej miłości. Ta intryga pozostała w pierwszej części nierozwiązana, ale śmiem twierdzić że do przodków Igi należała panna Marianna. Ale mnie to zaskoczy.
W książce dowiadujemy się, że zięciem Tomasza Zajezierskiego został syn zaborcy Wsiewołod Toroszyn mąż Kingi Bysławskiej, razem mieli córkę Grażynę, która urodziła się w 1899 r. i została piosenkarką w Warszawie (matka Adama), natomiast babka Igi Celina Hryć miała w 1942 r. kochanka z Warszawy, Adama Toroszyna. A Iga później już nie jest Igą Hryć a Igą Toroszyn. Przypadek? Czy raczej 5 pokoleń później te same rodziny i geny się zmieszały.

Książka jest niesamowicie przewidywalna poniekąd przez drzewo genealogiczne rodu Zajezierskich i Hryciów (ale w drugiej części Cieślakowie już nie dostali drzewka) oraz przez opisy postaci i daty życia.

Przyznam też, że były momenty dość śmieszne. Jak to, że hrabia Tomasz gardził mężem siostry swojej wybranki Ady, ponieważ był synem zaborcy (Rosjaninem) natomiast o czym nie wiedział to fakt iż był jego bratem (mieli wspólnego ojca) - istna telenowela.
Przyjaciółka Ady skarżyła się, że nie może zajść w ciążę - przy badaniu pół roku później okazało się, że nadal jest dziewicą.
I całkiem nieprzyjemne: gdy zachwycający hrabia Tomasz uwodził chłopkę Mariannę z chóru obiecując, że zerwie zaręczyny z Adą i będzie z panną Marianną, swoje obietnice poparł ofiarowując jej pierścień Rodu Gutowskich z 1300 r. Gdy już uwiódł chłopkę zostawił ją nie odzywając się w ogóle a ona musiała emigrować do Ameryki.

Rozpisałam się, a to tylko pierwsza część. Miałam zamiar zrecenzować tu wszystkie trzy, ale wystarczy tych wypocin.

A Wy znacie "Cukiernię pod Amorem"? Czytałyście? Jakie macie odczucia?

piątek, 24 października 2014

Makaron ze szpinakiem i łososiem w sosie śmietanowym

Przepyszne, wbrew pozorom szybkie - więc dla głodnych dzieci czy męża w sam raz. W sam raz po powrocie z pracy, gdy czas i pusty żołądek nagli.
Czas przygotowania: 20 minut
Koszt:


Składniki:
- opakowanie szpinaku (u mnie baby szpinak 250g)
- 1 filet świeżego łososia*
- małe opakowanie śmietanki 30% (200g)**
- ząbek czosnku
- mała cebulka lub pół większej

* może być łosoś wędzony, ale nie w plasterkach tylko kawałek wędzonego na zimno
** może być mniej tłusta, np. 18% , ale moim zdaniem wtedy smak traci na wartości.

Wykonanie:
1. Włączyć wodę, posolić, ugotować makaron, a w międzyczasie:
2. Z łososia usunąć skórę, pokroić w kostkę ostrym nożem, najlepiej przeznaczonym do ryb, aby nie porozrywać ryby.
3. Pokroić cebulę, usmażyć, dodać pokrojonego łososia, posolić. Smażyć aż łosoś będzie ładnie zarumieniony z każdej strony - mieszać aby nie przypalić. Dodać połowę śmietany i dusić minutę.
4. Do rondelka dodać szpinak, dusić aż szpinak się "zredukuje" co jakiś czas mieszając.
5. Do pozostałej śmietany w kubeczku dodać płaską łyżeczkę mąki. Dodać do potrawy, dusić aż sos zgęstnieje a mąka się zaparzy. 

GOTOWE!